Jeżeli coś można zrobić lepiej, to należy zrobić. Zgodnie z tą zasadą raz jeszcze sfotografowałem pomnik króla Jana III Sobieskiego. Tym razem oświetlenie było lepsze, bo rozproszone, złota uzda rumaka nie błyszczała w słońcu i mogłem fotografować na wprost pomnika a nie ukosem, co ułatwiło późniejsze prostowanie obrazu. Spacerowiczów wielu nie było, nikt mi nie przeszkadzał, zrobiłem po 9 zdjęć w jednym szeregu, zygzakami, od dołu ku górze. I zebrałem kolejne doświadczenia.
Zdjęcia obrobiłem hurtem w programie DxO Optics Pro co trwało dość długo, tyle mniej więcej ile czas reklam w trakcie jakiegoś filmu. Microsoftowy Image Composite Editor połączył zgrabnie wszystkie zdjęcia w jedną całość w czasie do zniesienia, ale zapisanie tego co zmajstrował w TIFF, a powstał obraz o szerokości prawie 13 m, stało się dla komputera pewnym problemem, bo już przy przeliczaniu rozdzielczości z 72 ppi na 300 ppi zaczął narzekać, że plik przekracza 2G i uprzejmie pytał czy chcę dalej, czy rezygnuję. Chciałem i zmusiłem go do dalszej roboty, wyszedł z tego obraz o rozmiarach 2,49 x 1,27 metra i masie 2,47G. Trwało to parę godzin, choć mój komputer to nie ułomek. Zmiana TIFF na JPEG zredukowała plik z 2,47 do 1,23G, ale to także sporo i dalsze majsterkowanie przy takiej fotografii zajęło sporo czasu.
Ostatecznie powstała cała fotografia i najważniejsze pytanie: – czy warto? Takie zdjęcie jak widać na ekranie można zrobić jednym naciśnięciem spustu, nie trzeba mordować migawki aparatu. Odpowiedź może być tylko jedna: – czasem warto, najczęściej jednak nie. Warto tylko wtedy, kiedy chce się mieć bardzo dużą, szczegółową fotografię.
Pytanie następne: – czy statyw do takich fotografii jest konieczny. Moja odpowiedź jest taka: – jest konieczny, ale… Ale gdy jest interesujący temat w interesującym oświetleniu i możliwość sfotografowania a statyw został w domu, to warto ryzykować i próbować. Jakoś tak mi się zwykle układa, że gdy obiecuję sobie przyjść raz jeszcze aby sfotografować coś interesującego, to do tego jakoś nie dochodzi, a jak się zdarzy, to albo oświetlenie nie dobre, albo samochody zasłaniają, albo postawią budę z zapiekankami i szkoda było fatygi.
A teraz: obrazu o wymiarach 2 m, wszystko jedno czy malowanego, czy fotograficznego, nie ogląda się z odległości 30 cm jak fotografii 18 x 24 cm, tylko z odpowiednio większej, aby objąć cały obraz w jednym spojrzeniu. Można jednak zbliżyć się do niego, żeby podziwiać drobne szczegóły – po to przecież robi się tym skomplikowanym i czasochłonnym sposobem gigafotografie.
Microsoft Image Composite Editor, który zachęcił mnie do prób zrobienia takiej gigafotografii, sprawnie pozszywał kilkadziesiąt fotografii, ale z jednym błędem i to w miejscu nieoczekiwanym. Otóż przecięty został pasek złotej uprzęży i odsunięte nieco od siebie oba końce. Program nie powinien tego błędu zrobić, bo cała głowa konia była ujęta na jednym zdjęciu, więc nie trzeba było w tym miejscu pasować dwóch zdjęć, a jednak błąd powstał.
Poprawka była łatwa, wziąłem łatkę ze zdjęcia i wkleiłem ją w miejsce uszkodzone na gigafotografii i nie byłoby o czym wspominać gdyby nie to, że łatka spasując dokładnie… nie pasowała. Nie pasowała, bo wyróżniała się większą ostrością od otoczenia. Jeszcze raz okazało się, że każda operacja, nie tylko zmiana TIFF na JPEG, powoduje jakąś utratą szczegółów. Rozpisałem się na ten temat obszernie w książce „Zdjęcia cyfrowe w oświetleniu zastanym, fascynująca historia od Available Light do HDR” i kogo te sprawy interesują, a moim zdaniem interesować powinno każdego, kto chce świadomie fotografować w technice cyfrowej, może się z tymi sprawami dokładnie zapoznać.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.